Zawadka Morochowska
Prawdopodobnie w XVI w. z terenu Morochowa wyodrębniła się nowa osada – Zawadka - zwana później Zawadką Morochowską lub, rzadziej, Bukowską - pierwsza wzmianka o wsi pochodzi z 1567 r. We wsi, oprócz Ukraińców, mieszkali też nieliczni Polacy i Żydzi.
Wieś naturalnie należała do parafii w Morochowie. Była tu cerkiew filialna - pod wezwaniem Obrzezania Pańskiego. Ostatnia, drewniana jak i poprzednia, powstała w 1870 r.
Losy tej zagubionej w górach niewielkiej wsi stały się symbolem powojennej tragedii Ukraińców w Polsce.
Wielka Historia dociera do Zawadki pod koniec wojny. W sierpniu 1944 r. duże zgrupowanie AK pod dowództwem „Korwina” - mjr Adama Winogrodzkiego, w związku ze zbliżającym się frontem, przegrupowuje się z rejonu Poraża na południe. Prawdopodobnie około 5 - 7 sierpnia obozują w lasach wokół Zawadki. We wsi dostają coś tam do jedzenia - wiadomo, „leśnym” się nie odmawia... Niemcy, w odwecie za pomoc partyzantom, palą całą Zawadkę. Zostaje tylko cerkiew i szkoła. Odtąd mieszkańcy mieszkać będą w ziemiankach, byle jak skleconych szałasach. Swych chat już nigdy nie będzie im dane odbudować.
Fatum, jakie zawisło nad tą nieszczęsną wioską, po raz pierwszy dało o sobie znać...
9 września 1944 r. zostaje podpisana umowa o wymianie ludności pomiędzy Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego a rządem Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Przesiedleniu podlegała ludność ukraińska z Polski i ludność polska z Ukrainy. W umowie podkreślono, że ewakuacja jest dobrowolna i dlatego przymus nie może być stosowany ani bezpośrednio ani pośrednio. W praktyce, wobec ograniczonego zainteresowania wyjazdami na Ukrainę, stosowano rozmaite naciski, by zmusić ludność do wyjazdu - w tym brutalnie przeprowadzane pacyfikacje wiosek. Akcji przesiedleńczej zdecydowanie przeciwdziałało podziemie ukraińskie, próbując ją na wszelkie sposoby udaremnić. Niszczono mosty, linie telefoniczne, budynki stacyjne, drogi, rozbierano tory kolejowe, walczono z oddziałami wojskowymi wysiedlającymi wioski, dopuszczającymi się przy tym wielu zbrodni i gwałtów na ludności. To już prawdziwa wojna domowa. Padają po obu stronach, niestety, także liczne ofiary wśród ludności cywilnej.
24 stycznia 1946 r. Tego dnia wojsko krwawo pacyfikuje Wisłok Wielki, mordując siedem osób i paląc 36 chat, w Karlikowie zabija 14 osób, w tym 70-letniego księdza greckokatolickiego Ołeksija Malarczyka, jego żonę, córkę i czteroletnią wnuczkę. Tego samego dnia żołnierze dotarli też najprawdopodobniej do Zawadki Morochowskiej. Tu miało dojść do potyczki, w wyniku której wojsko zostało wyparte ze wsi przez żołnierzy „Chrina”.
Do największego mordu doszło następnego dnia, 25 stycznia 1946 r. w tejże Zawadce Morochowskiej, gdzie o godz. 8 rano wtargnęły znacznie większe niż poprzedniego dnia oddziały 34 pp. i 36 komendy WOP, pragnąc powetować sobie wczorajsze niepowodzenie. Wymordowano wówczas w okrutny sposób 64-68 osób. Operacją kierował osobiście dowódca 34 pp. ppłk Stanisław Pluto.
Po wyjściu wojska do wioski przyszli podkomendni „Chrina” i skrupulatnie zebrali wszystkie dowody zbrodni. Materiały te zostały przekazane na zachód i opublikowane w amerykańskiej prasie.
28 marca 1946 r., w trakcie kolejnej pacyfikacji, o godz. 4 rano żołnierze 34 pp otoczyli Zawadkę Morochowską i spędzili ludność na plac koło szkoły. Wybrano 11 mężczyzn, których rozstrzelano na oczach zebranych - za rzekomą współpracę z podziemiem ukraińskim.
13 kwietnia 1946 r. w Zawadce zabito sześć osób (w tym 3-letnie dziecko) i pobito inne grożąc zamordowaniem wszystkich, jeżeli w ciągu trzech dni nie wyjadą.
Ostatecznie dopiero 30 kwietnia 1946 r. pozostali mieszkańcy Zawadki – 69 kobiet i dzieci oraz 4 mężczyzn - zostali wygnani pod konwojem do Zagórza, skąd wyjechali na Ukrainę. Wieś Zawadka, po prawie czterech wiekach udokumentowanej historii, już na zawsze przestała istnieć...
Pozostała, jak to określił Bogusław Słupczyński, pusta przestrzeń wypełniona grobami.
Zawadka Morochowska – to w PRL temat tabu. Jej powojenna historia zupełnie nie przystawała do oficjalnie propagowanej historii tych ziem.
W 1986 r. paryska „Kultura” opublikowała list Jerzego Biłasa, byłego mieszkańca Zawadki, cudem ocalałego niespełna rocznego wówczas dziecka, dotyczący wydarzeń w tej wsi. Tekst ten opublikowała w 1989 r. „Gazeta Wyborcza” - w ten sposób prawda o Zawadce dotarła do szerszych kręgów społeczeństwa polskiego.
Tragedia Zawadki nigdy natomiast nie została zapomniana przez mieszkańców Morochowa i Mokrego. Nieoficjalnie, niemalże po kryjomu przybywano tu z procesją, palono znicze, składano wieńce i kwiaty...
W 1997 r. zawiązał się społeczny komitet na rzecz upamiętnienia ofiar Zawadki. Po uzyskaniu akceptacji Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa powstał skromny pomnik, z umieszczoną na nim listą ofiar.
Wieś naturalnie należała do parafii w Morochowie. Była tu cerkiew filialna - pod wezwaniem Obrzezania Pańskiego. Ostatnia, drewniana jak i poprzednia, powstała w 1870 r.
Losy tej zagubionej w górach niewielkiej wsi stały się symbolem powojennej tragedii Ukraińców w Polsce.
Wielka Historia dociera do Zawadki pod koniec wojny. W sierpniu 1944 r. duże zgrupowanie AK pod dowództwem „Korwina” - mjr Adama Winogrodzkiego, w związku ze zbliżającym się frontem, przegrupowuje się z rejonu Poraża na południe. Prawdopodobnie około 5 - 7 sierpnia obozują w lasach wokół Zawadki. We wsi dostają coś tam do jedzenia - wiadomo, „leśnym” się nie odmawia... Niemcy, w odwecie za pomoc partyzantom, palą całą Zawadkę. Zostaje tylko cerkiew i szkoła. Odtąd mieszkańcy mieszkać będą w ziemiankach, byle jak skleconych szałasach. Swych chat już nigdy nie będzie im dane odbudować.
Fatum, jakie zawisło nad tą nieszczęsną wioską, po raz pierwszy dało o sobie znać...
9 września 1944 r. zostaje podpisana umowa o wymianie ludności pomiędzy Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego a rządem Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Przesiedleniu podlegała ludność ukraińska z Polski i ludność polska z Ukrainy. W umowie podkreślono, że ewakuacja jest dobrowolna i dlatego przymus nie może być stosowany ani bezpośrednio ani pośrednio. W praktyce, wobec ograniczonego zainteresowania wyjazdami na Ukrainę, stosowano rozmaite naciski, by zmusić ludność do wyjazdu - w tym brutalnie przeprowadzane pacyfikacje wiosek. Akcji przesiedleńczej zdecydowanie przeciwdziałało podziemie ukraińskie, próbując ją na wszelkie sposoby udaremnić. Niszczono mosty, linie telefoniczne, budynki stacyjne, drogi, rozbierano tory kolejowe, walczono z oddziałami wojskowymi wysiedlającymi wioski, dopuszczającymi się przy tym wielu zbrodni i gwałtów na ludności. To już prawdziwa wojna domowa. Padają po obu stronach, niestety, także liczne ofiary wśród ludności cywilnej.
24 stycznia 1946 r. Tego dnia wojsko krwawo pacyfikuje Wisłok Wielki, mordując siedem osób i paląc 36 chat, w Karlikowie zabija 14 osób, w tym 70-letniego księdza greckokatolickiego Ołeksija Malarczyka, jego żonę, córkę i czteroletnią wnuczkę. Tego samego dnia żołnierze dotarli też najprawdopodobniej do Zawadki Morochowskiej. Tu miało dojść do potyczki, w wyniku której wojsko zostało wyparte ze wsi przez żołnierzy „Chrina”.
Do największego mordu doszło następnego dnia, 25 stycznia 1946 r. w tejże Zawadce Morochowskiej, gdzie o godz. 8 rano wtargnęły znacznie większe niż poprzedniego dnia oddziały 34 pp. i 36 komendy WOP, pragnąc powetować sobie wczorajsze niepowodzenie. Wymordowano wówczas w okrutny sposób 64-68 osób. Operacją kierował osobiście dowódca 34 pp. ppłk Stanisław Pluto.
Po wyjściu wojska do wioski przyszli podkomendni „Chrina” i skrupulatnie zebrali wszystkie dowody zbrodni. Materiały te zostały przekazane na zachód i opublikowane w amerykańskiej prasie.
28 marca 1946 r., w trakcie kolejnej pacyfikacji, o godz. 4 rano żołnierze 34 pp otoczyli Zawadkę Morochowską i spędzili ludność na plac koło szkoły. Wybrano 11 mężczyzn, których rozstrzelano na oczach zebranych - za rzekomą współpracę z podziemiem ukraińskim.
13 kwietnia 1946 r. w Zawadce zabito sześć osób (w tym 3-letnie dziecko) i pobito inne grożąc zamordowaniem wszystkich, jeżeli w ciągu trzech dni nie wyjadą.
Ostatecznie dopiero 30 kwietnia 1946 r. pozostali mieszkańcy Zawadki – 69 kobiet i dzieci oraz 4 mężczyzn - zostali wygnani pod konwojem do Zagórza, skąd wyjechali na Ukrainę. Wieś Zawadka, po prawie czterech wiekach udokumentowanej historii, już na zawsze przestała istnieć...
Pozostała, jak to określił Bogusław Słupczyński, pusta przestrzeń wypełniona grobami.
Zawadka Morochowska – to w PRL temat tabu. Jej powojenna historia zupełnie nie przystawała do oficjalnie propagowanej historii tych ziem.
W 1986 r. paryska „Kultura” opublikowała list Jerzego Biłasa, byłego mieszkańca Zawadki, cudem ocalałego niespełna rocznego wówczas dziecka, dotyczący wydarzeń w tej wsi. Tekst ten opublikowała w 1989 r. „Gazeta Wyborcza” - w ten sposób prawda o Zawadce dotarła do szerszych kręgów społeczeństwa polskiego.
Tragedia Zawadki nigdy natomiast nie została zapomniana przez mieszkańców Morochowa i Mokrego. Nieoficjalnie, niemalże po kryjomu przybywano tu z procesją, palono znicze, składano wieńce i kwiaty...
W 1997 r. zawiązał się społeczny komitet na rzecz upamiętnienia ofiar Zawadki. Po uzyskaniu akceptacji Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa powstał skromny pomnik, z umieszczoną na nim listą ofiar.